Pod lupą #2: Swatch "Take Me To The Moon"

 

Wstęp

    Branża zegarmistrzowska, od czasów słynnego lądowania na Księżycu, z astronautami, którzy wyposażeni byli w legendarną Omegę Speedmaster, co jakiś czas wybiera się na randkę z tematyką kosmosu. Do dnia dzisiejszego, wiele marek z lepszym lub gorszym efektem próbowało ukraść mały kawałek z tego astronomicznego tortu. Jako fan czasomierzy i (a jakże!) kosmosu, życzę sobie, aby marki nie ustępowały w tym cukierniczym wyścigu. W niedawnym poście pisałem na temat kosmicznych nowości od szwajcarskiej firmy Swatch, Gigant z Biel/Bienne nawiązał współpracę z NASA, tworząc kolekcję w głównej mierze nawiązującą do różnego rodzaju skafandrów używanych w przestrzeni kosmicznej. Oprócz trzech czasomierzy "odzieżowych", zaproponowano dwa różniące się od siebie projekty: "Space Race" (z ang. Kosmiczny Wyścig), odnoszący się swoją nazwą do rywalizacji Stanów Zjednoczonych z ZSSR o dominację w przestrzeni kosmicznej oraz bohater dzisiejszego posta - "Take Me To The Moon". 

Źródło: własne

Wygląd

    Elementem, który przykuwa największą uwagę jest oczywiście "tarcza". Powodem, dla którego użyłem cudzysłowu jest fakt, iż zegarek posiada przezroczystą tarczę, dając możliwość obserwacji "serca", czyli udekorowanego mechanizmu kwarcowego. Elementem rzucającym się w oczy jest niebieska część, mająca ukazywać rozgwieżdżone nocne niebo. Przechodząc dalej, zatrzymujemy się przy pasku. Srebrny, błyszczący, silikonowy pasek nawiązuje do powierzchni naturalnego ziemskiego satelity. Oprócz napisu "NASA National Aeronautics and Space Administration" na szlufce, od spodu paska wyżłobione zostały wgłębienia, mające przypominać ślady butów na powierzchni Księżyca. Minusem może być długość paska, gdyż przy nadgarstkach większych niż 17cm ilość dziurek może być niewystarczająca. Mam również obawę, iż napis "NASA..." może się dość szybko zetrzeć przy normalnym, codziennym użytkowaniu. Jak przystało na markę Swatch, mocowanie paska z kopertą podzielone jest na trzy części, co w praktyce oznacza iż bezproblemowo wymienimy pasek jedynie na inny pasek od firmy Swatch. Użyte w modelu szkiełko jest mineralne i wypukłe, nadające nieco vintage'owego zacięcia.

Źródło: własne

Funkcje

    Zegarek wyposażony został w mechanizm kwarcowy własnej produkcji. Ciekawym pomysłem jest zastosowanie odkręcanego "włazu" od strony dekla, dzięki czemu wystarczy nabyć odpowiednią baterię i samemu ją wymienić szybko, łatwo i przyjemnie. Mechanizm posiada tzw. "ghost date position", czyli wyciągając koronkę na pierwszą pozycję (tryb ustawiania daty) możemy nią poruszać, natomiast na tarczy nic nie ujrzymy, gdyż nie ma widocznego wskazania daty. Dodatkową cechą (bądź też wadą) mechanizmów kwarcowych od Swatch jest brak funkcji stop sekundy. Po wyciągnięciu koronki do drugiej pozycji (tryb ustawiania czasu) wskazówka sekundnika w praktycznie każdym, innym mechanizmie kwarcowy powinna się zatrzymać - tutaj tego nie doświadczymy, co może być lekkim "szokiem kulturowym".

Dekielek z włazem do wymiany baterii, źródło: własne

Wrażenia z użytkowania

    Pierwszym wrażeniem po założeniu zegarka na nadgarstek jest jego lekkość. Mały rozmiar (34mm średnicy koperty) oraz użyty materiał (koperta i pasek z tworzywa sztucznego) powodują, iż czasomierz "zanika" i po chwili od nałożenia zapominamy, że mamy go na ręku. Minus należałoby postawić przy czytelności. Z racji, iż na tarczy dzieje się sporo, odczyt godziny i minuty może być kłopotliwy. Nieco inaczej ma się sprawa z wskazówką sekundnika, gdyż jej czerwień nieco kontrastuje z tłem. Prezentowany model ma jednak pełnić przede wszystkim funkcję estetyczną, będąc bardziej astronomiczną ciekawostką niż narzędziem, jakim zegarki bez wątpienia są. Grubość koperty, szacowana na około 8mm, pozwala na noszenie zegarka pod mankietem koszuli bez żadnych obaw.

Źródło: własne

Podsumowanie

    Katalog zegarków marki Swatch jest pełen róznych, oryginalnych i nietuzinkowych modeli w przystępnych cenach. Jednym z nich jest prezentowany model Take Me To The Moon, będący ostatnim, piątym dzieckiem kolekcji Space, która opracowana została we współpracy z NASA. Moim zdaniem powyższy model prezentuje się najlepiej, dzięki zastosowaniu przezroczystej tarczy, co daje nam możliwość obserwacji mechanizmu oraz dekoracji w stylu nocnego, gwieździstego nieba. Dodatkowo, na dołączonym pasku zostało umieszczone logo NASA, zaś na jego spodzie wyżłobiono rowki, przypominające ślady butów, zostawionych na powierzchni Księżyca przez astronautę.
    Sercem zegarka jest szwajcarski mechanizm kwarcowy własnej produkcji, który jednak nie porywa, gdyż mamy tu do czynienia z podstawową funkcją odczytu godziny, minuty i sekundy. Należy więc patrzeć na prezentowany model jako na ciekawy gadżet dla fanów nocnych obserwacji nieba.

Specyfikacja 

Swatch, model Take Me To The Moon
Średnica: 34mm
Grubość: około 8mm
Szkło: mineralne
Pochodzenie: szwajcarskie
Cena: 350zł


Autor: Mateusz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Alternatywny Czas #4: Czołg - jubilerska legenda

Alternatywny Czas #6: Amerykańskie A-11

Alternatywny Czas #1: "Houston, mamy moonwatch'a!"